Zauważyłem że ostatnio każdy mój post zaczyna się od „dawno nic nie pisałem”. No ale co tu mówić jak nie napisałem nic od 30 dni???? A tyle się działo! Początkowo ten rok nie zaczął się dla mnie dobrze. Na początku 2021 rozeszła się wieść że w Michałowicach pod Warszawą pojawiła się sikora lazurowa. To gatunek bardzo rzadkiej sikory występującej na wschodzie. Jakby modraszka, ale wszędzie gdzie u naszej modraszki jest jasno niebieski kolor u „lazurki” jest biel, a tam gdzie u modraszki jest kolor ciemno niebieski tam u sikory lazurowej jest kolor jasno niebieski. Po przyjechaniu zastaliśmy tłum fotografów i tyle. Sikora odleciała rano. Jedyne co mieliśmy okazje obserwować to jera, szczygły i nurogęsi. Podobnie nieudana była wyprawa na świstuna chilijskiego w parku czechowickim. Te klęski nieco wynagrodził nam karmnik. Pierwsze były czyże. Najpierw jeden pojawiał się raz na jakiś czas nieśmiało, po paru dniach codziennie na tarasie stołowała się grupka pięciu wygłodniałych czyży. Szybko też dołączyło do nich stadko trzech szpaków. Czwartego czy piątego stycznia dołączyłem do WWRu czyli do liczenia ptaków w całym mieście Warszawa. Cały nasz pech jednak musiał przejść na bok, bo do Warszawy przyszły mrozy, nawet -18 stopni. Przez tydzień walczyliśmy z eko-patrolem o uratowanie piżmówki z Saskiej Kępy, która na końcu przymarzła do lodu. Ostatecznie schwytano ją dzień przed mrozem, tuż przed nocą w której było -20 stopni. Naturalnie kępa zamarzła, a ludzie grali na niej w hokeja. Wcześniej jednak pojechaliśmy żeby brzydkim zwyczajem „zaliczyć” do listy tegorocznej rożeńca. Za karę się nam w ogóle nie pokazał. Na szczęście tę złą passę przerwała inna wyprawa na stawy Kellera- to tego dnia piżmówka stała na lodzie i była w opłakanym stanie. Kontaktowaliśmy się z OTOPem, ptasim azylem a nawet panem Andrzejem Pałganem i panią Fatimą Hayatli. Z piżmówką w głowie pojechaliśmy na stawy Kellera gdzie poprawił nam się humor bo zobaczyliśmy zmaskulinizowaną samicę krzyżówki, samicę krzyżówki z mutacją barwną „BROWN”, rożeńca i karolinkę. No dobra, przyznaję że ta ostatnia nie była dla nas zaskoczeniem bo rano taka informacja była na ornitho.pl. Karolinka to gatunek pięknej kaczki, z tego samego rodzaju co mandarynka, i jest równie kolorowa. Po powrocie do domu, kiedy zadzwoniliśmy po raz setny do eko-patrolu dostaliśmy informacje że kaczka przy pomocy strażaków została schwytana. Niedowierzając już chcieliśmy tam jechać, gdy dostaliśmy maila od ptasiego azylu z informacją że piżmówka dotarła cała i zdrowa, a aktualnie jest ogrzewana. W dodatku okazało się że teoretycznie latać mogła, ale miała tak zniszczone lotki że jej się nie chciało. Nazajutrz, po nocy z -20 stopniowym mrozem pojechaliśmy na Kępę. Dalej grano tam w hokeja, ale nas interesowało czy gdzieś jest skrawek wody wolnej od lodu. Nigdzie takiego miejsca nie było widać. Gdzieniegdzie po lodzie chodzili ludzie. Ostatecznie przy samym końcu Kępy Potockiej, obok Zielonki było kilkumetrowe oparzelisko. Na wielkie, kilkukilometrowe jezioro przypadło kilka metrów wody! Ale tam był tłum! Stada krzyżówek, śmieszek, mew siwych, łysek, wron, gawronów i kawek siedziało tam a woda parowała, co przy świetle wschodzącego słońca wyglądało obłędnie.
Kolejna przygoda wiązała się z płaskonosem. To niezwykła kaczka, w dodatku bardzo rzadka. Jak wiadomo wszystkie kaczki mają nieproporcjonalnie spłaszczone nosy, ale płaskonos przechodzi granicę możliwości. Z daleka wyglądają jak krzyżówki, ale z bliska nie sposób jej pomylić. Oczywiście to jakaś wielka sensacja nie była, co miesiąc czy dwa jakieś płaskonosy w stolicy się pojawiają, ale zawsze je przegapialiśmy, więc skoro się natrafiła okazja to pojechaliśmy, bo jedyne płaskonosy, które miałem okazje widzieć były ode mnie oddalone o dziesiątki metrów, w dodatku w mieszaninie innych kaczek. Po dojechaniu na miejsce przekonaliśmy się że Łazienki też skuł lód, ale było tu więcej oparzelisk, na jeden staw przypadały mniej więcej trzy, i tam gromadziły się stada mew siwych, śmieszek, łabędzi, krzyżówek i mandarynek. W pewnym momencie ktoś rzucił na brzeg ziarno i natychmiast z najbliższego oparzeliska wypadła chmara wygłodniałych krzyżówek i mandarynek, na końcu kroczyły łabędzie. W pewnym momencie spostrzegłem że w tym tłumie biegnie coś białego. Najpierw myślałem że to gołąb, po chwili że to kaczka typu Pekin, ale kiedy ptak się zbliżył wiedziałem już kto to. Otóż od kilku lat w Łazienkach mieszka sobie samica mandarynki, która jest kompletnie biała. Ma oczywiście dziób i łapy pomarańczowe. Przez swoje upierzenie została jako pisklę porzucona przez rodzinę i wychowana przez Pana Piotra Wiercińskiego. Mandarynka była bardzo ruchliwa i z trudem zrobiłem kilka zdjęć. Doszliśmy do następnego oparzeliska i nareszcie dostrzegliśmy parę płaskonosów. Ptaki popolowały tylko przez chwilę, i oba poleciały do innego oparzeliska. Prędko za nimi podążyliśmy, a te znowu zmieniły miejsce. W końcu, zmęczone nami poleciały w głąb parku. Zdziwieni poszliśmy ich śladem, i zastaliśmy dość niezwykły widok- para płaskonosów siedziała pod świerkiem z dala od wody, w dodatku pozwoliły zbliżyć mi się na trzy metry (!). Jak widać wszystkie te przygody wiążą się głównie z kaczkami, ale to się nie zmieniło i później. Otóż we wtorek udaliśmy się do Pragi północ, na cypel. Właściwie to dzień wcześniej, jadąc samochodem spostrzegliśmy że Wisła jest niemal cała skuta lodem i płynie śryż. Rano widzieliśmy na drugim brzegu gągoły i udało mi się nagrać start nurogęsi. Tego dnia kończyłem szkołę wcześniej, więc udaliśmy się tam w nadziei zobaczenia gągołów z bliska. Podczas spaceru na nartach biegowych jechaliśmy równo z stadkiem szczygłów, które było zupełnie niewzruszone naszą obecnością. Kiedy doszliśmy do znajomego cypla zobaczyliśmy rzeczywiście bardzo dużo gągołów, i to w dodatku z bliska. Gdzieś tam z boku majaczyły się stadka innych, ale nie chciało mi się ich fotografować skoro miałem takie same i to pod nosem. Dopiero jak już mieliśmy iść, leniwie przybliżyłem dalekie sylwetki ptaków. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłem w kadrze stadko pięciu bielaczków! Moje marzenie, nie myślałem że kiedykolwiek je zrealizuje, a to w dodatku niemal na przeciwko naszego domu!!! Może jednak najpierw napiszę co to takiego bielaczki. Otóż jest to gatunek bardzo małej traczy- to znaczy kaczek z długimi dziobami, np. nurogęsi. Samce są białe i mają czarne skrzydła oraz czarną opaskę na oczach, a samicę jak to u kaczek- szarobure. Ptaki oczywiście były bardzo daleko, ale nagle jedna samica zaczęła lecieć w naszą stronę. Wylądowała tuż przed naszym nosem, poprzyglądała nam się koso i szybko opłynęła w stronę reszty grupki. Albo była zwiadowcą, żeby sprawdzić czy mamy sztucer czy aparat, albo chciała zapozować. Taka miła historia. Następna odbyła się kilka dni później. Mieliśmy na chwilkę odwiedzić Wisłę od strony Żoliborza rano i później pojechać na drugą stronę do Pragi. Kiedy dojechaliśmy jednak, tak się wciągneliśmy że zaczęliśmy iść coraz dalej i dalej. Wszędzie pełno było gągołów, pływały naprawdę blisko a w dodatku tokowały. Co chwila przelatywały też nurogęsi i kormorany, a na odległej łasze wraz z mewami srebrzystymi siedziała jedna mewa siodłata. Przeleciał łabędź, który na 70% był krzykliwym i jedna czapla biała. Na drzewie były ślady bobrów. Na końcu zobaczyliśmy jeszcze bardzo dziwnego sołtysa i dwie mewy siodłate. Wracając zobaczyłem że wrony na coś patrzą. Podszedłem i obie odleciały a z krzaków wyszła młoda śmieszka z całkowicie zjedzonym skrzydłem, a drugim w opłakanym stanie. Podeszliśmy, a ona nic, głaskaliśmy i tak samo nie reagowała. dopiero kiedy zbliżaliśmy rękę do głowy to podnosiła otwarty dziób. Zadzwoniliśmy po eko-patrol a ten przyjechał zdumiewająco szybko, miły pan sprawnie złapał mewę i zawiózł ją do azylu. Mam nadzieje że spędzi szczęśliwą resztę życia w ptasim azylu. Sołtys okazał się być krzyżowa piżmówki i krzyżówki (!).
CDN. (zdjęcia też)
Podziwiam tych, którzy są na bieżąco z opisywaniem swoich obserwacji. W moim przypadku, na początku prowadzenia bloga, również wpadało sporo wpisów. Jednak z czasem zaczęły robić się zaległości, które teraz sięgają już 1,5 roku. Ale co tam, piszę głównie dla siebie. Choć może też dla potomnych, którzy za kilka-, kilkanaście lat będą mogli przeczytać, co żyło we Wrocławiu. Jeśli czytelnicy chcą być na bieżąco, to niech lepiej sami pójdą nad Odrę i zobaczą, co w trawie piszczy. 😛
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak, za dużo się w przyrodzie dzieje żeby wszystko skrupulatnie opisać, choć może ktoś kiedyś przetrze oczy ze zdumienia że w Warszawie był rożeniec (przecież wymarł z Polski w 2046)
PolubieniePolubione przez 1 osoba