Mam dużo do napisania, dużo nic nie pisałem i dużo się działo. A więc zacznę od tego, że jest dziś ostatni dzień roku 2020. Czas na podsumowania. Otóż pod względem ptasim rok ten był dla mnie bardzo udany. Co więcej, chyba najbardziej udany w życiu. Otóż zaczął się on lodówkami, uhlami, markaczkami, szlacharami i perkozami dwuczubymi nad morzem, czaplami białymi, zimorodkami, bielikami i myszołowami w Kazimierzu dolnym i flamingami, aleksandrettami obrożnymi, wróblami apenińskimi, mewami romańskimi i czaplami nadobnymi. Dobra, nie będę nikogo zanudzał tymi nazwami, zanim bym skończył to minął by już i 2021 rok. Może napiszę o wyprawach. I o ptakach aktualnie. Otóż na Żoliborzu prawdziwy nalot grubodziobów. Nie tylko ich, wszystkich ptaków. Zaczęło się wczoraj. Na początku w karmniku wszystko było normalnie. 10 sikor, czasem sójka, rudzik. Nagle sikor zaczęły przewijać się całe masy. Było po 20 i więcej. Przyleciała wrona, zaczęła zjadać ziarno. Zaraz przyszły dwie sójki, sroka. Zaczęły nagle tonami przewijać się kosy. Jeden, drugi, trzeci, czwarty… aż przestałem liczyć. Nagle usiadł mazurek. W okolicy bardzo, ale to bardzo pospolity ale o dziwo ani razu od POŁOWY LISTOPADA nie usiadł nawet na balkonie. Nieśmiało zaczął coś skubać. Myślałem że to jeden ptak, więcej się nie pojawi a tu nagle siada drugi, trzeci, czwarty, i ani się obejrzałem a siedziało ich tu ponad piętnaście. Zaczęły stadami nadlatywać kwiczoły, jeszcze więcej było kosów i rudzików. Do mazurków dołączyły wróble. Na iglaku usiadły dwa grubodzioby. Na brzozie pojawiły się kolejne. Całe stada grubodziobów, nawet 12 ptaków. Siadały wszędzie, wciąż gdzieś przelatywały i siadały. Mazurków było już więcej niż sikor, aż tu nagle wylądował dzięciołek, najmniejszy dzięcioł Europy, wielkości wróbla. Ja marzyłem żeby go zobaczyć na Podkarpaciu, a tu mi siedzi na tarasie! Niestety nie zrobiłem mu ani jednego dobrego zdjęcia. Nagle ptaków zrobiło się mniej. Z stad grubodziobów zostały dwa ptaki, kwiczoły się zdziesiątkowały, kosy i rudziki się pochowały. Zostało tylko 5 mazurków. Dziś już dzięciołka nie było, ale mazurki były. Pełno było też grubodziobów, widziałem ich z pewnością kilkanaście. Zrobiłem też zdjęcia grubodzioba siedzącego z dzięciołem. Była też inna wyprawa. Otóż parę dni temu postanowiliśmy wyrywkowo udać się nad Wisłę. Przyjechaliśmy jak już zachodziło słońce, ale postanowiliśmy przejechać mostem na drugą stronę, do Pragi-północ, skąd obserwowało ptaki wielu ornitologów. Po dojeździe zeszliśmy po skarpie przez długą łąkę. Szliśmy bardzo długo, robiło się coraz ciemniej. Na łachach siedziały setki mew, ale „dużych mew” było bardzo niewiele, i zawsze były to mewy srebrzyste, ani jednej białogłowej czy siodłatej. W większości siedziały tu mewy siwe i śmieszki. Minęliśmy długą „Owczą wyspę” i znaleźliśmy tam ślady żerowania bobrów. W końcu doszliśmy do cypla, skąd obserwowaliśmy zachód słońca i stada nurogęsi przelatujących nad rzeką. Wracaliśmy już przez łąkę. Było za ciemno na dobre zdjęcia, ale przypatrywaliśmy się zakrzaczeniom. W pewnym momencie zauważyliśmy małego, krępego ptaszka na gałęzi drzewa. Mógł być to wróbel lub mazurek, ale na pewno nie była to sikora. Zleciał na ziemie. Nie wiem czemu zainteresowałem się i podszedłem. Nie wierzyłem własnym oczom. Przede mną siedział najprawdziwszy trznadel. Chodź to drugi najpospolitszy ptak rolniczy w Polsce to w Warszawie jest dość rzadki. Chyba. Jeżeli ktoś zna jakieś aktualne dane o ptakach stolicy to proszę podesłać. Atlas „ptaki warszawy” wydany w 2001 a wykazującym dane z inwentaryzacji od 1962-2000 roku podaje że to ptak licznie lęgowy i że lęgnie się od 500 do 1000 par tych ptaków. Ale od 1962 roku wiele się zmieniło. Trznadle zamieszkują łąki, pola, nieużytki i różnego rodzaju tereny otwarte. Wymagają różnorodnego środowiska, gdzie pola przecinają się z krzewami. Dawniej nieużytki można było spotkać zarówno na Bielanach jak i na Żoliborzu, nie mówiąc już o Wilanowie. Dziś czegokolwiek oprócz skwerów nie można spotkać w rejonie Żoliborza, a bloki i osiedla wyrastają jak grzyby po deszczu na nieużytkach w południowej Warszawie. Jeżeli ten trend się utrzyma to za paręnaście lat nie będzie śladu łąki w Warszawie. Trznadle zapewne aktualnie bardzo nielicznie lęgną się w Południowej Warszawie i w innych częściach miasta, gdzie jest trochę otwartych terenów. Nie mam żadnych aktualnych źródeł, ale „na oko” myślę, że w Warszawie lęgnie się aktualnie najwyżej 200 par tych ptaków. Kontynuując historię: wsiadaliśmy już do samochodu, gdy zauważyłem że kilkanaście metrów od nas, a ponieważ byliśmy wysoko na wale na tej samej wysokości zawisła pustułka. Przemieściła się i znowu zawisła. Zrobiłem parę zdjęć i nakręciłem filmik, ponieważ ptak był na tle nieba zdjęcia te miały nieco lepszą jakość. Jadąc wałem nagle spełniło się przysłowie „do trzech razy sztuka”. Po wale zmykał bażant. Było za ciemno żeby mu zrobić przyzwoite zdjęcie ale „nijakie” zrobiłem. Może to daleka wyprawa nie była, ale udana z pewnością! Jeśli ktoś tu dobrnął to kolejny krąg piekieł. Otóż dzień wcześniej odbyliśmy wyprawę do Raszyna. Byliśmy zachęceni kilkukrotnym zgłoszeniem na ornitho.pl bielaczka na stawie Falenickim. Ten staw pamiętaliśmy z poprzedniej wycieczki z stad gęsi, gęgaw, gęsi białoczelnych i bernikli kanadyjskiej. Kiedy dojechaliśmy zobaczyliśmy długi pas kaczek na lodzie, kilkaset ptaków. W 90% były to krzyżówki, trafiały się pojedyncze cyraneczki i liczniejsze świstuny. Okrążyliśmy pół stawu i jedyną nowością były dwie czaple siwe oraz pojedyńcza gęgawa. Okrążyliśmy 70% stawu i wreszcie jakaś nowość- para gągołów, samiec i samica. Wróciliśmy tą samą ścieżką, wciąż niczego nowego. Nagle, ni stąd ni zowąd w ciszy wylądowały na lodzie 4 gęsi zbożowe, moje drugie w życiu (lub pierwsze, bo nie jestem w stanie ocenić pewności poprawnego oznaczenia gęsi lecących na niebie). Niestety odleciały równie szybko co wylądowały i nie zdążyłem ich sfotografować. Na końcu, gdy już odpalaliśmy samochód rozległ się wrzask, który obudziłby umarłego. Niebo zrobiło się czarne, od ponad 500 gęsi. Lądowały czyniąc taki zgiełk, że kaczki czmychały na prawo i lewo. Były to gęgawy, wróciły ze stawu parkowego dolnego, gdzie zapewne żerowały. A więc i ta wyprawa była udana. Na koniec oświadczę, że tworzę „Kalendarium wypraw 2020”. Dzięki temu, wszystkie wyprawy na ptaki w tym roku nie przepadną. Opisuje tam po kolei wyprawę (nie tylko pod względem ptasim), członków wyprawy, najciekawsze zobaczone gatunki oraz zdjęcia i wykonane filmy. Polecam to wszystkim. Jutro dzięki noktowizorowi pojedziemy na Kępę, by zobaczyć dokąd nocą tupta kaczka. Albo płynie. Wszystko jedno. Na koniec dodam, że od jutra jeżeli się uda będę uczestniczył w WWR (Wielkim Roku Warszawskim czyli liczeniu ptaków). A, no i dla najbardziej wytrwałych, co dobrnęli aż tu: życzę wspaniałego nowego roku!!!











